Gdy Karolina pierwszy raz zadzwoniła, nieświadomy jeszcze tego, co przyniesie przyszłość, nie mogłem przewidzieć, że nasza podróż prowadzić będzie do włoskiej wyspy, gdzie ich miłość rozkwitała z każdą chwilą. Mimo już wybranego fotografa, nasza rozmowa odkryła wspólne pragnienie stworzenia niezwykłego reportażu z ich wesela.
Gdy nadszedł dzień podróży wszyscy, wraz z grupką gości weselnych, przemierzaliśmy ulice Warszawy, wypełnieni ekscytacją przed podróżą, która zaczęła się od metra, a skończyła na autobusie, gdzie ciasnota upakowania nas jak sardynki w puszce nie była w stanie przytłumić naszych emocji. Na lotnisku wraz z odprawą opadł całkowicie stres, ustępując miejsca radości i oczekiwaniu na niesamowitą przygodę. Toast za ich miłość na lotnisku był preludium do błyskawicznie minionej podróży samolotem, wypełnionej uśmiechami i dobrymi rozmowami. Docierając na miejsce, a konkretnie do hotelu, zapowiedź kolejnych dni spędzonych na tej wyjątkowej wyspie, była jak nuta oczekiwania w melodyjnym utworze życia.
Dzień następny rozpoczął się leniwie na plaży, gdzie rodzina odpoczywała, zbierając siły przed nadchodzącym świętem, a wieczorem wspólna kolacja zbliżyła wszystkich jeszcze bardziej. Następny dzień przyniósł w sobie mieszankę ekscytacji i lekkiego podenerwowania, które stopniowo zamieniały się w niewypowiedzianą radość, kiedy Karolina przygotowywała się do spotkania z Januszem na plaży, by złożyć sobie wzajemne ślubowanie.
Ceremonia była jak wyjęta z najpiękniejszych opowieści, a pierwszy taniec, nazwany przeze mnie “tańcem Mionków”, był świadectwem ich bliskości, czułości i miłości. Wieczór weselny był pełen radości i śmiechu, a rejs katamaranem oraz błogie lenistwo na następny dzień tylko dopełniły tej niezapomnianej podróży.
Sesja zdjęciowa o wschodzie słońca na plaży to finał tej wspaniałej opowieści, która pozostanie w mojej pamięci na zawsze. Dziękuję Karolinko i Januszu za to, że mogłem towarzyszyć Wam w tej magicznej podróży oraz za zaufanie, jakim mnie obdarzyliście.